Василь ТЕРЕЩУК

МИСТЕЦТВО ЧИТАННЯ ДЛЯ МЕРТВИХ

Я читаю вірші у палаці Потоцьких,
у залі, де колись танцювали мазурку,
грали Шопена,
продавали ліси,
домовлялись про шлюби,
шпетили служниць за нечищене срібло,
частували гостей з Варшави та Відня,
цитували Міцкевича
й напивались, як свині.
Я читаю вірші так,
як мій прадід Артем
читав “Псалтир” в узголів’ї мертвих,
у хатах, де під долівками
повзали вужі,
а на горищах верещали
болотяні духи.
На стільцях попід стінами
журились жінки.

Чоловіки підпирали
потилицями одвірки.
На печі – вовтузились діти.
Мертвим страшно
без свічки голосу
на темній дорозі смерті.
Прадід брав їх за руку
І казав, як ступати.
На світанку вони вже
лежали усміхнені…

Wasyl Tereszczuk
(tłum. Iwona Boruszkowska)

Sztuka czytania dla martwych


Czytam wiersze w pałacu Potockich
w sali gdzie kiedyś tańczono mazurki
grano Chopina
sprzedawano lasy
umawiano śluby
za brudne srebra karcono służące
częstowano gości z Warszawy i z Wiednia
cytowano Mickiewicza
i upijano się jak świnie
 
Czytam wiersze
jak pradziad mój Artemiusz
czytał Psałterz u wezgłowia umarłych
w chatach gdzie pod glinianą podłogą
pełzały węże
na strychach pojękiwały
duchy mokradeł
Na krzesłach pod ścianami
zamartwiały się kobiety
Mężczyźni skrońmi
podpierali futryny
Na piecu baraszkowały dzieci
 
Bez głosu świecy
Straszną jawi się
nieboszczykom ciemna droga śmierci
Pradziad brał ich za rękę
I mówił, jak stąpać
 
O świcie już
leżeli uśmiechając się…

Надії Степулі
Ми готові йти на дуель,
Але в нас стріляють
Із засідок.
Ми волаємо
У гучномовці сердець,
Коли інші
Шепочуть на вухо.
Ми не просимо,
Коли роздають,
Але віддаємо і тим,
Хто не просить.
На вечірки карликів
Нас не кличуть.
Тоді ми розпалюємо вогонь,
Щоб спекти у золі картоплю.
Потім беремо ще теплий вугіль
І пишемо на долонях вірші.

Nadiji Stepuli
Gotowi jesteśmy stanąć do pojedynku,
Ale strzelają do nas
Z ukrycia.
 
Krzyczymy
W megafony serc,
Gdy inni
Szepczą na ucho.
 
Nie bierzemy,
Kiedy rozdają,
Oddajemy tym,
Którzy nie proszą.
 
Nie zapraszają nas
Na prywatki karłów.
Wzniecamy wówczas ogień,
by upiec ziemniaki w popiele.
 
Potem bierzemy rozgrzany węgiel
I na dłoniach piszemy wiersze.

Гра у більярд

Галактики розлітаються,
Як більярдні кулі.
За якийсь мільйон літ
Вони щезнуть у лузах пітьми.
У небі залишаться
Тільки пригорщі ближчих зірок
І Чумацький шлях, що тече до провалля.
Чому я думаю про це,
Коли згадую похорон матері?
Вона забрала із собою
Пам’ять про нічне небо 50-х,
Коли ходила на вечорниці,
Де бував і мій батько.
Чи далеко тоді було до зірок?
Я не встиг у неї про це запитати…
Хтось стоїть, зіпершись
На більярдного кия.
Боже, чи Ти справді
Виграв цю партію?

Gra w bilard

 
Jak kule bilardowe
Rozlatują się galaktyki
Za jakiś milion lat
Znikną w łuzach ciemności
Na niebie pozostanie
Tylko garści najbliższych gwiazd
I Droga Mleczna która płynie ku przepaści
 
Dlaczego myślę o tym
Kiedy wspominam pochówek matki?
Zabrała ze sobą
Wspomnienie nocnego nieba lat 50tych
Gdy chodziła na spotkania
Gdzie bywał również mój ojciec
Daleko było wówczas do gwiazd?
Nie zdążyłem jej o to zapytać…
 
Stoi ktoś wsparłszy się
O kij bilardowy
Boże czy rzeczywiście Ty
Wygrałeś tę partię?

***
Проблема в тому,
що Бог не дає прес-конференцій.
(Востаннє він промовляв
до Мойсея на Синайській горі)
Йому не приносять ранкових газет,
перші шпальти яких
заляпані кров”ю.
Бог споглядає гнійники
задимлених міст,
калюжі озер, облисілі гори
і боїтьcя посилати туди
Свого Сина.
З молитов і прохань
Бог висмикує, наче скалки,
незнайомі слова,
щоб збагнути їх сенс –
„Ролс-ройс”, „підар”,
„бакси”, „джакузі”.
Часом його обсідають
сумніви і він міркує:
„Може, вони й справді
мають рацію,
коли кажуть,
що Я – не існую?..”

***
 
Problem w tym
że Bóg nie organizuje konferencji prasowych
(Ostatnio przemówił
do Mojżesza na Górze Synaj)
 
Nie przynoszą Mu porannej prasy,
której pierwsze strony
zachlapane są krwią
 
Bóg patrzy na ropnie
zadymionych miast
kałuże jezior wyłysiałe góry
i boi się posłać tam
Syna Swego
 
Z modłów i próśb
jak drzazgi wyskubuje Bóg
nieznane słowa
by pojąć ich sens:
Rolls-Royce pedał
baksy jaccuzi
 
Czasami nachodzą go
wątpliwości i zastanawia się:
Może oni rzeczywiście
mają rację
kiedy mówią
że nie istnieję?…

ЖІНКИ
Жінок насправді не так вже й багато, –
просто є люди, які носять сукні,
і щоранку фарбують нервові губи.
З ними можна випити і покурити,
порозмовляти про роботу,
футбол чи секс.
На прощання вони кажуть:
“Бувай, друзяко!
Побачимося в понеділок.”
Вдома вони вдають із себе
дружин і мам.
Їхні діти – хворіють,
чоловіки хропуть,
а сусіди не хочуть
жити тихіше.
Перед сном вони читають
ранкові газети.
Шкодують, що знову
не пішли в театр
(сукні старіють
у в’язницях шаф),
нарікають на холод
в подружньому ліжку.
А в суботу вранці
вони збираються на базар,
як на війну.


Kobiety

 
Kobiet naprawdę nie jest już tak wiele –
po prostu są ludzie, którzy noszą suknie
i każdego ranka malują nerwowe usta.
Można z nimi wypić i zapalić,
porozmawiać o pracy,
piłce nożnej czy seksie.
Na pożegnanie mówią:
„Na razie, stary!
Widzimy się w poniedziałek.”
 
W domach udają
żony i matki.
Dzieci ich chorują,
mężczyźni chrapią,
a sąsiedzi nie chcą
żyć ciszej.
Przed snem czytają
poranne gazety
Żałują, że znów
nie poszły do teatru
(suknie starzeją się
w więzieniach szaf),
narzekają na chłód
w małżeńskim łożu.
 
A w sobotę rano
wyruszają na bazar,
jak na wojnę.

ГАЛИЦЬКІ ПОПЕЛЮШКИ
Щонеділі знаходжу золоті туфельки.
Попелюшки їх гублять тепер частіше,
Утікаючи з п”яних вечірок додому,
Де їм мацали груди,
Стискали сідниці,
Сороміцькі слова шепотіли на вухо…
Хатні феї в строкатих нічних сорочках,
Витруть з губ їм помаду, як кров,
І накажуть:
Не боятися рук –
Щастя теж не безруке.
Не губити взуття
(прецінь коштує гроші).
Та й знаходять ті туфельки
Зовсім не принци,
А старі диваки
У заношених джинсах…

Galicyjskie Kopciuszki

 
Każdej niedzieli znajduję złote pantofelki.
Kopciuszki je gubią teraz częściej,
uciekając do domu z pijackich imprez,
gdzie macano im piersi,
ściskano pośladki,
słowa bezwstydne szeptano na ucho…
 
Domowe wróżki w pstrokatych koszulach nocnych,
otrą z ich ust szminkę, jak krew
i rozkażą:
nie bać się rąk –
szczęście ma ręce także.
Nie gubić obuwia
(przecież kosztuje).
A przecież znajdują te pantofelki
nie królewicze,
a starzy dziwacy
w znoszonych dżinsach…

***
 
Ніч попросила у мене цигарку.
Сіла на підвіконні, курить,
розпитує, чи вдалим був день.
Я відповідаю неуважно і плутано,
бо, власне, згадав тебе, заплакану,
у під’їзді цегляного вулика,
де з меду кохання
роблять гірчицю.
Таксі рушило.
Я думав про спочинок
у гробівці на Личакові.
Але, як бачиш, живу і досі.
Часом бачу тебе в Торонто,
у класі, на фоні рояля,
що боїться твоїх
дерев’яних пальців.
У твого чоловіка –
писклявий голос
(я завжди мав його за гомика).
Він заробляє
з оформлення крамниць.
Влітку ви їздите
на Ніагарський водоспад
і ти уявляєш, як він
летить донизу
сторч головою.
Ти розповніла,
фарбуєш волосся
під Софі Лорен,
відвідуєш курс медитації, –
я – щаслива, повторюєш,
як Отче наш.
Може й так.
Головне у це вірити…
Пані Ноче, ідіть до біса!
Ви забрали у мене
останню цигарку.


*** (Noc poprosiła mnie o papierosa)

 
Poprosiła mnie noc o papierosa
usiadła na parapecie pali
wypytuje czy miałem udany dzień
odpowiadam niedbale zawile
bo właśnie wspomniałem ciebie zapłakaną
u bram ceglanego ula
gdzie z miodu miłości
powstaje gorczyca
taksówka odjechała
myślałem o spoczynku
w mogile na Łyczakowie
ale jak widzisz żyję nadal
 
Czasami widzę cię w Toronto
w klasie na tle fortepianu
który boi się twoich
drewnianych palców
tamten mężczyzna
głos ma piskliwy
(zawsze miałem go za (c)homika)
zarabia
na urządzaniu sklepów
latem jeździcie
nad Niagarę
i wyobrażasz sobie jak
spada głową w dół
Utyłaś
farbujesz włosy
jak Sophia Loren
chodzisz na zajęcia z medytacji
jestem szczęśliwa – powtarzasz sobie
jak Ojcze nasz
być może
najważniejsze w to wierzyć
 
Nocy, o Pani, idź do diabła!
zabrałaś mi
ostatni papieros

КЕНТАВР
Діти з’їхали з глузду, –
Вони хочуть бути схожими на нас,
Успішних невдах
З обкладинок заздрості,
Обліковців дрібних перемог,
Заначок з готівкою
Як їх відрадити
Від такої долі?
Учора зустрів старого кентавра.
Його випхали із пивнички
При дорозі в гори.
„Я навчав багатьох героїв,
Сказав він,
Та з часів Персея
Волію заробляти на хліб
Грою в кості.
Діти смикають мене за хвіст,
Називають конячкою.
Зрештою, поглянь на це небо.
Хіба там залишили місце
Для нового сузір”я?”


Centaur


Dzieci postradały rozum –
chcą być podobne do nas
udanych pechowców
z okładek zazdrości
rejestratorów małych zwycięstw
skrytek z gotówką
 
Jak odradzić im
taki los?
 
Spotkałem wczoraj starego centaura
po drodze w góry
wypchnięto go z karczmy
uczyłem wielu bohaterów
powiedział
jednakże od czasów Perseusza
wolę na chleb zarabiać
grą w kości
dzieci ciągną mnie za ogon
nazywają konikiem
Spójrz w niebo
czyż zostało tam miejsce
dla nowego zbioru gwJAzd
 
ПРОБУДЖЕННЯ
Чоловіка, що зрікся свого імені,
Запроторили до божевільні.
Лікарі зазирали йому під повіки,
Обстукували коліна,
Морозили струменями води.
“Ти – Мефодій!” –
Втокмачували йому щодня.
“Та ні, я – Адам,” –
Не здавася той
І ховав лице
Від кулаків санітара…
Якось восени
За вікном його палати
Медсестра приймала
Пологи у яблуні.
Вона підстрибувала,
Щоб дотягнутися до гілки.
Він дивився на її округлі коліна
І тихо благав:
“Єво, упізнай мене хоч ти!..”

Starość

 
przed tobą starość
wspiera się o kostur
potyka o własne zmarszczki
łyka walidol
bezzębnymi ustami wtula się
w maskę tlenową
 
wstrzymujesz krok by obejrzeć się
za kobietami
są dziś wyjątkowo piękne
kochanki słońca
nałożnice lata
eunuchy z wypchanymi portfelami
udają
ich mężczyzn
 
Masz plan
potrzeba rewolucji
terroru miłości
egzekucji za uwięzienie piękna
za to warto umrzeć…
 
Ale starość już szarpie
cię za rękaw
żeby przekazać kostur
Weź mówi Weź, jest twój…
Przebudzenie
 
Mężczyznę który wyrzekł się swojego imienia
zaciągnięto do zakładu dla obłąkanych
lekarze zaglądali mu pod powieki
opukiwali kolana
polewali strumieniami lodowatej wody
Jesteś Metodym!
wmawiali mu codziennie
Nie, ja – Adam
nie poddawał się
i chował twarz
przed pięściami sanitariusza…
 
jakoś na jesieni
za oknem jego szpitalnej sali
pielęgniarka przyjmowała
poród jabłoni
podskakiwała
aby dosięgnąć gałęzi
patrzył na jej okrągłe kolana
i błagał cicho
Ewo, rozpoznaj mnie choć ty!…

Post a Comment

Нові Старіші